3 maja 2020

Kartka z kalendarza: Miało być święto, a była stypa

Dziś na łamach naszego serwisu przedstawiamy kolejny artukuł związany z meczem barażowym ze Świtem Krzeszowice. Zapraszamy do lektury.

Tylko niepoprawni optymiści po zakończeniu pierwszej połowy meczu w Krzeszowicach dawali miejscowym szansę na końcowy sukces. Prowadzenie gości 1-0, bezdyskusyjna dominacja na boisku zdawały się wystarczająco przemawiać na korzyść Okocimskiego.

Działacze Świtu sprawiali wrażenie pogodzonych z losem, natomiast niektórzy
przedstawiciele brzeskiego klubu powoli przymierzali się do występów w przedsionku piłkarskich salonów. – Byliście wspaniali, dziękujemy wam. Wszyscy mówili, że piłkarsko jesteście lepsi – przemawiał w autokarze do piłkarzy wiceprezes ds. sportowych Krzysztof Dudziński. Chyba tylko sami zawodnicy zdawali sobie sprawę, jak ciężka czeka ich jeszcze przeprawa.

W pierwszym meczu barażowym o awans do III ligi Okocimski Brzesko zremisował w Krzeszowicach ze Świtem 1 – 1. Tuż przed meczem rewanżowym działacze brzeskiego klubu otrzymali faksem Komunikat Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Nr 107/2001 w sprawie meczów barażowych o awans do III ligi, którego punkt drugi mówi: „Zawody trwają 2 x 45 minut. Jeżeli w meczu rewanżowym będzie bilans punktów i bramek jednakowy, to obowiązuje dogrywka 2 x 15 minut (do złotej bramki). Jeżeli dogrywka nie wyłoni zwycięzcy, obowiązują rzuty karne zgodnie z przepisami PZPN&.”

Organizatorzy rewanżowego spotkania zacierali ręce – spodziewali się rekordu frekwencji, a tym samym obfitych wpływów do klubowej kasy. Niemal każdy interesujący się sportem mieszkaniec Brzeska spodziewał się, że upragniony awans nastąpi w niepowtarzalnej scenerii. Na kibiców czekały niespodzianki – każdy, kto zakupił bilet za 7 złotych, otrzymał w prezencie szalik klubowy, w trybuny wyrzucono 22 piłki. Niektórzy po zakupieniu biletu wychodzili z powrotem za bramę, chcieli dostać jeszcze jeden szalik. Miłym widokiem dla
prawdziwych kibiców było obserwowanie przyjezdnych fanów, którzy bez ceregieli przybierali barwy drużyny przeciwnej. Kibice krzeszowiccy już w środę udowodnili, że dorośli do miana prawdziwych sympatyków sportu. Wizerunek miejscowych, również nienaganny, usiłowały zakłócić nieliczne grupy nabuzowanych młokosów.

Przed meczem w świetlicy usytuowanej w budynku klubowym obszerny stół zaczął uginać się pod przysmakami serwowanymi przez jedną z reprezentacyjnych restauracji w Brzesku. Wykwintne dania miały sprowokować niechybny, wydawało się, awans. Nikt jeszcze wtedy nie dopuszczał do siebie w Brzesku myśli, że pomeczowa uczta zamieni się w stypę. Kibice wyposażeni przez organizatorów w kolorowe baloniki nastrojeni byli karnawałowo… Potem nastąpiło to, czego nikt przed meczem nie dopuszczał do myśli. Trener Świtu
poszybował w powietrze, miejscowi szybko pognali do szatni, zaś na murawie odprawiany był rytualny taniec zwycięzców z Krzeszowic. To było upokarzające.

Nasz stadion, nasza publiczność, nasi piłkarze, a cieszą się goście – mówił w poniedziałek jeden z kibiców. Regulamin rozgrywek opracowany przez PZPN okazał się okrutny. Do III ligi weszła drużyna, która nie wygrała ani jednego z dwóch barażowych spotkań, szansę awansu utracił zaś zespół, który żadnego z tych meczów nie przegrał.

W poniedziałek rano zaczęło coraz bardziej docierać do świadomości kibiców – Okocimski wygrał w rundzie wiosennej 11 spotkań, w czterech zremisował ani raz nie przegrał, a jednak to wszystko okazało się niewystarczające. Tego też dnia pojawiły się pierwsze reakcje, niektóre z nich łatwe do przewidzenia – kibice zawsze po porażce swojej drużyny doszukują się podtekstów. – To był bardzo dobry mecz – komentował wydarzenia poprzedniego dnia prezes Krzysztof Bigaj – Straciliśmy gole po błędach w obronie, ale piłka nożna jest właśnie grą błędów. To jest ewenement, rozegrać 15 meczów bez porażki, a mimo to nie awansować. Mogę jedynie podziękować zawodnikom za wspaniałą walkę, publiczności za doping, a przyjaciołom za wsparcie. Czuję ogromną gorycz.

Wybraliśmy się w poniedziałkowe popołudnie na stadion Okocimskiego. Mijani po drodze widzowie niedzielnego spotkania zaskakiwali nas swoimi hipotezami na temat niespełnionych marzeń. – Oni sprzedali ten mecz. Cały Kraków nic nie grał. A po co przyjechał Nazimek? On też w tym maczał palce. Cały sezon grają koncertowo i nagle zapominają, jak się kopie piłkę – takie opinie dominowały. Trochę dziwiły nas te osądy. Wszak strzał Orła w słupek nastąpił po centrze Arkadiusza Zająca, a więc jednego z przedstawicieli Krakowa. Przecież ci chłopcy
grali o swoją najbliższą przyszłość. Ich łzy po zakończonym spotkaniu na pewno były autentyczne.

Na temat regulaminu odmienne zdanie miał wiceprezes ds. sportowych Krzysztof Dudziński. To on zwrócił naszą uwagę na ów punkt drugi komunikatu MZPN. Sędzia spotkania jeszcze przed meczem wyjaśniał nam, że w przypadku jednakowej ilości punktów i bramek decydować będą gole strzelone na wyjeździe. W świetle cytowanego fragmentu komunikatu trudno przyznać mu rację. W dokumencie przesłanym przez wojewódzkie władze piłkarskie nie ma ani słowa o systemie pucharowym, który obowiązywałby w meczach barażowych. Być może to tylko niedopatrzenie, ale jednak papier nie kłamie.

Zaraz po opuszczeniu stadionu spotkaliśmy Piotra Nazimka, do niedawna trenera Okocimskiego. Pokazaliśmy mu ów dokument, nie sugerując nic. Poprosiliśmy go tylko o uważne przeczytanie jego treści. – Powinna być dogrywka – rzekł po lekturze. Wydaje się, że przedstawiciele MZPN sami sobie narobili kłopotu.

Komentarze