3 lipca 2020

Kartka z kalendarza: Puchar Polski z ŁKS Łódź

Tym razem czas na pojedynek, który trwale zapisał się w historii Okocimskiego Klubu Sportowego. Jesień 1995 roku – mecz 1/16 finału Pucharu Polski. Do Brzeska zawitał ekstraklasowy ŁKS Łódź naszpikowany takimi gwiazdami jak: Marek Saganowski, Marcin Mięciel, Tomasz Kłos, Zbigniew Robakiewicz, Daniel Dubicki czy Grzegorz Wędzyński. Jak się później okazało łodzianie zlekceważyli graczy z Brzeska i niespodziewanie ulegli Okocimskiemu 1:2 po golach Rafała Polichta i Piotra Pomorskiego. Dzięki temu „Piwosze” powtórzyli historyczny sukces z sezonu 1950/51 awansując do grupy szesnastu najlepszych drużyn w rozgrywkach pucharowych, a tam czekały już na nich Szombierki Bytom.

Okocimski Brzesko – ŁKS Łódź 2:1 (1:0)
Bramki: Policht 12, Pomorski 78 – Krysiak 82.

Okocimski KS: Trudnos – Sakowicz, Mikuliński, Trestka, Klich, Marek, Szczepański, Policht (66′ Turkiewicz), Jelonek, Błoński, Pomorski.

ŁKS: Robakiewicz – Krysiak, Chojnacki, Kłos, Lenart, NIżnik (66′ Szpak), Saganowski, Wędzyński, Myśliński, Mięciel (81′ Kościuk), Dubicki.

Sędziował: Eugeniusz Koczar, Bogusław Kepys, Karol Sikora (Bielsko-Biała).
Żółte kartki: Jelonek, Wędzyński, Kłos, Myśliński.
Czerwona kartka: Myśliński.
Widzów: 2000.

Pucharowe spotkania rządzą się swoimi prawami – to prawda stara jak same rozgrywki pucharowe. Teoretycznie outsiderzy wygrywają z faworytami, ambicja i wola woalki triumfuje często nad wyższymi umiejętnościami i dojrzałością boiskową. Ale gdyby odnieść to do wczorajszego widowiska w Brzesku, konieczne jest drobne uzupełnienie. Otóż, by myśleć o zwycięstwie, trzeba po prostu tego chcieć i przejawiać najmniejszą choćby o to troskę. Że „ełkaesiacy” potraktowali puchar jako nieznośny dopust boży, było to wczoraj aż nadto widoczne i wcale nie próbował tego skrywać ich trener Zbigniew Lepczyk. Użył na pomeczowej konferencji prasowej słowa „wstyd” i ono właściwie mogłoby wystarczyć za cały komentarz do gościnnych występów gwiazd łódzkiej piłki.

To z pewnością jednak jedna strona spojrzenia na mecz w Brzesku. Druga, w zgodzie z utartą tradycją o pucharowej szansie „maluczkich” sprawdziła się bowiem w całej rozciągłości. Piłkarze Okocimskiego swą szansę znakomicie wykorzystali, doprowadzając do sukcesu największego w historii klubu. W 1950 roku po zwycięstwie z Szombierkami Bytom browarniana drużyna awansowała do 1/16 finału, teraz czeka na rywala o szczebel wyżej.

Zwycięstwo podopiecznych było jak już wspomniałem najzupełniej zasłużone. Od pierwszych minut zepchnęli oni łodzian do głębokiej defensywy, grając składniej z polotem, szybko przedostając się kilkoma podaniami pod pole karne rywali. Już w 4. minucie Błoński mógł wpisać się na listę strzelców, ale „główkował” minimalnie obok słupka. Chwile później Szczepański – piłkarz niepodzielnie rządzący środkiem pola, w dziecinny sposób ograł Krysiaka, ale nie zachował do końca zimnej krwi i piłkę podawaną do Polichta przechwycili łodzianie. Precyzji zabrakło też uderzeniem z dystansu Błońskiego i Klicha.

Dopiero w 12 min. Myśliński, naciskany przez Klicha, popełnił kardynalny błąd, wybijając piłkę wprost pod nogi wbiegającego w pole karne Polichta, który płaskim strzałem po ziemi nie dał szans obrony Robakiewiczowi. Wydawało się, że to najbardziej odpowiedni moment, by łodzianie przypomnieli sobie o tym, że przyjechali do Brzeska rozegrać mecz piłkarski, a nie jakiś pojedynek sparingowy. nic z tych rzeczy. Nadal w natarciu byli gospodarze, a to że nie padły kolejne gole, przypisać należy lękowi, jaki towarzyszył pod bramką łódzką miejscowym piłkarzom. Dogodne sytuacje do podwyższenia wyniku mieli m.in dwukrotnie Błoński (18 i 23 min), Policht (37 min), Klich (45 min). Najlepszą zmarnował jednak Marek, któremu podobnie jak Polichtowi postanowił w 28 min sprawić prezent Myśliński. idealnie dograł mu głową piłkę na siódmy metr, ale pomocnik Okocimskiego strzelił fatalnie o kilka pięter za wysoko.

Łodzianie stworzyli sobie właściwie tylko jedną sytuację, po której mogli zdobyć bramkę. W 31 min Mięciel znalazł się „oko w oko” z Trudnosem , ale pojedynek z bramkarzem Okocimskiego przegrał. Po przerwie pierwszoligowcy zaczęli żwawiej poruszać się po boisku, w efekcie czego dwukrotnie Krysiak znalazł się w dogodnej sytuacji do zdobycia gola, ale najpierw jego strzał głową z kilku metrów powędrował nad poprzeczką (56 min), a trzy minuty później także jego „główkę” pewnie obronił Trudnos. Losy meczu rozstrzygnęły się w 64 minucie. Myśliński, który od samego początku nie nadążał za Polichtem, ratował się faulem, za który słusznie ujrzał żółtą kartkę. Decyzję pana Koczara przyjął jednak za krzywdzącą, bo zaczął polemizować z arbitrem, który w momencie , kiedy uznał, że piłkarz przekroczył swe prawa do „dyskusji” natychmiast pokazał mu czerwoną kartkę. Porównania tej sytuacji z niedawnym wydarzeniem podczas występu naszej reprezentacji z Bratysławie są jak najbardziej na miejscu.

Zaraz po tym wydarzeniu bliżsi wyrównania byli jednak zawodnicy ŁKS-u. W 68 min z kilku metrów przeniósł nad bramką Saganowski, a w 72 min strzał Mięciela z 10 metrów doskonale obronił Trudnos. Łodzianie dopiero teraz wykazywali złość, ale zupełnie odsłonili się, raz po raz narażając się na kontrę. Aż dziw, że na bramkowy jej efekt trzeba było czekać do 72 min , kiedy to Turkiewicz popędził zupełnie pustą lewą stroną boiska, dośrodkował do Pomorskiego, a temu z kilku metrów pozostało tylko dopełnić formalności.

Goście podjęli jeszcze próbę ratowania twarzy, zdobyli nawet gola przez Krysiaka, który wykorzystał podanie Dubieckiego i zagapienie się defensorów Okocimskiego, ale bliżsi podwyższenia wyniku byli jeszcze Błoński (85 min) i Turkiewicz, który minutę przed końcowym gwizdkiem przegrał pojedynek „sam na sam” z Robakiewiczem.

Jeśli więc mówić o karze jaka spotkała ŁKS za potraktowanie pucharowych zmagań w sposób zupełnie minimalistyczny, to nie należy zapominać, że była to kara najniższa z możliwych.

Zbigniew Lepczyk (trener ŁKS’u): -„Puchar Polski to puchar niespodzianek i oczywiście miałem tego świadomość przed meczem z Okocimskim. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że moje obawy przeszły najgorsze oczekiwania. Niestety, przed tak liczną tutejszą publicznością pokazaliśmy antyfutbol, a za gesty Mięciela i Myślińskiego najnormalniej trzeba się wstydzić. Przegraliśmy zasłużenie z rywalem , który grał bez kompleksów dla pierwszoligowców. Moja drużyna zlekceważyła przeciwników. Po raz kolejny zawiódł mnie Niżnik, chociaż liczyłem, że właśnie tutaj przed widownią, przed którą nie tak dawno jeszcze występował, pokaże się z jak najlepszej strony. Wątpliwym usprawiedliwieniem jest fakt, że Chojnacki grał po kontuzji, a w ogóle nie mogli dzisiaj wystąpić kontuzjowany Czachowski i pauzujący za żółte kartki Terlecki.

Witold Mroziewski (trener Okocimskiego): -„W przeciwieństwie do mojego kolegi trenera ŁKS’u o grze moich zawodników mogę mówić jedynie w samych superlatywach. Cieszę się ze zwycięstwa, ale prawdę powiedziawszy, myślami już jestem przy naszym najbliższym meczu ligowym z Unia Tarnów. Zresztą zestawiłem skład na dzisiejszy mecz, uwzględniając czekające nas dopiero spotkanie z tarnowianami. W obawie, żeby nie „złapali” trzecich żółtych kartek nie wystawiłem dzisiaj ani Nazimka, ani Orła. Nie także kontuzjowany Salamon. tym większy nasz sukces. Chcieliśmy pokazać widowiskowy, ofensywny futbol i myśl, że to si nam udało. Ostatnio strzelaliśmy w każdym meczu po dwie bramki, podtrzymaliśmy więc tę dobrą passę, ale okazji do zdobycia następnych goli mieliśmy jeszcze kilka.”

relacja: Marek Latasiewicz (Tempo)
zdjęcia: Marek Szczupak

Komentarze